niedziela, 27 stycznia 2013

Definicja bycia "kimś".

Na sam początek pragnę pozdrowić Glogerową, bo się upominała o nową notkę tysiąc razy!


Nie pamiętam już, kiedy kupiłam sobie nowe buty w tradycyjny sposób. Wędrując pomiędzy półkami, wymieniając sięspojrzeniami z ochroniarzami, czując na sobie wzrok ekspedientek. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz prosiłam o inny rozmiar buta,model, kolor. Nie pamiętam użerania się z uciskającymi w palce szpilkami, które chciałam mieć pomimo jedynego rozmiaru.Ostatnie moje zakupione obuwie zamówiłam przez internet - szybko, prosto, mniej entuzjastycznie. Bez przysłowiowego "błysku woku". Odpowiednie obuwie, zdaje się być definicją tego kim jesteśmy.

Sposób dbania o buty, odzwierciedla nasze przywiązanie do rzeczy materialnych. Ilu z nas traktuje swój nowy, butowy nabytek jak małe dziecko? Chodzi w nich po mieszkaniu, wsłuchjąc się w stukot obcasów? Ilu z nas zostawia sobie po nich kartony i chowagdzieś wysoko, żeby raz po raz na nie spoglądać? By na chwilkę poczuć się lepiej? Czy części garderoby potrafią wpłynąć na tojakimi jesteśmy ludźmi? Czy, to tylko puste słowa, tak jak puste, zdaje się być przywiązywanie uwagi do stylu, ubrań, ogólniej biorąc mody i urody? Wielokrotnie mijając ciekawie wyglądających ludzi na ulicy, krzyczę sobie w duchu "wow", choć czasemzdarza mi się to zrobić trochę głośniej i zwrócić na siebie uwagę przechodniów. Dobrze ubrana osoba, to dla mnie uosobieniekreatywności i pewności siebie. Taka wizytówka, wpływająca na wyboraźnię lepiej niż papierki, dymplomy i zaświadczenia oukończeniu kursów. Czasem mam ochotę złapać się za głowę, kiedy widzę katastrofy stylistyczne w postaci przykrótkich spodnina kant, sztruksów, białych kozaczków i innych okropności. Niektóre osoby, pomimo fatalnego ubioru tryskają pewnością siebie. Zbieg okoliczności, zabieg celowy, a może wychowanie? Moda przecież zmienia się, jak w kalejodoskopie. Jednego dnia jest się trendy, innego passe. Wypadałoby zapytać - czy człowiek dobrze ubrany jest szczęśliwszy? Bardziej lubiany i doceniany? Co pretenduje człowieka, do określenia go mianem "stylowego"? Jasnym jest, że będąc modnym, można być całkowicie przezroczystym i bezbarwnym, nie posiadać własnego stylu. Czy człowiek bez stylu ma prawo mówić o sobie indywidualista?

Wizerunek jest nieodłączną częścią "bytu" z jakiej, by strony nie patrzeć, istotnie wpływa na percepcje. Nawet najbardziej zatwardziałe osoby, mające modowe przedsięwzięcia i szał zakupowy za płytkie i mało uduchowione, wstającrano zastanawiają się, czy brązowa marynarka pasuje do niebieskiej koszuli. Takie osoby dbają też o fryzurę i odpowiedniodobrane dodatki. Odgórnie narzucona presja społeczna zmusza nas do zagłębiania się tajniki marek, wykrojów i materiałów, abymóc iść przez życie z podniesioną głową. Być kimś albo sprawiać takie wrażenie. No właśnie, przecież kariera, to w 60% iluzja,dopiero w czterdziestu faktyczny dorobek. O tym warto pamiętać, by w odpowiedniej parze butów, z uśmiechem na ustachwkroczyć w świat karierowiczów i tam pozostać ;)

Mróz sprawia, że hibernuję. Kolorowa część mojej garderoby zasypia, na rzecz czerni i bieli. Dziś zrobiłam wyjątek, za sprawą nowych szpilek, i odziałam się w jaskrawe barwy.







Cuda te, pochodzą ze sklepu stendi.pl. Szeroki asortyment i popularne marki w niskich cenach :D



jeans - h&m, jacket - vintage, jumper - vintage, shoes - stendi.pl 

Zdjęcia poczyniła kochana Magda Graj znana jako Fotograficzna Furia.


niedziela, 13 stycznia 2013

Grzywka - wszystkie tak i wszystkie nie.

Obudziłam się dziś z wielkim znakiem zapytania, który uroczo malował mi się nad boleściami migrenowymi. Wrócić do grzywki, odpuścić sobie jej długoterminowe zapuszczanie czy też kontynuować byt w swojej bezkształtnej fryzurze. Posiadanie jej było moim znakiem rozpoznawczym przez kilka lat, przysposobiłam ją sobie jako nieodłączny element mojego ciała, którego nawet nożyczkami pozbyć się nie da. Im bardziej ją podcinałam, tym szybciej rosła. Im bardziej ją nienawidziłam, tym bardziej podobała się wszystkim wokół i jakoś tak żal było ją stracić.
Czy to możliwe, że fryzura jaką nosimy potrafi określić człowieka? Spójrzmy na taką Panią Gessler, czy gdyby nie jej burza loków, zakorzeniła by się w świadomości tłumu jako właśnie taka, a nie inna kobieta? Jako silna i niezależna, czasem przemądrzała? Czy gdyby nie długie, zadbane, błyszczące włosy Megan Fox, podobała by się mężczyznom aż tak? Moja utrata grzywki sprawiła, że utraciłam nieodłączną część siebie. Historię jaką w sobie nosiła, jaką dźwigał każdy włos. Gdy postanowiłam z niej zrezygnować, potrzebowałam takiego rodzaju ucieczki. Dziś pluję sobie w twarz, bo moja fryzura błaga o wizytę u fryzjera, któremu to znowuż nie chcę zaufać, bo wiadomo co potrafią niechcianego, wielce artystycznego wyczarować na głowie przestraszonej klientki. Wiele z was na pewno wie, jak trudno jest żyć z nieodpowiednimi, niesfornymi włosami. Czasem potrafią zrujnować najbardziej przemyślaną kreację, bo ma się od tak, taki bad hair day.
Spójrzmy zatem, na moją fryzurową metamorfozę, może ona pozwoli mi się utwierdzić w przekonaniu, że obecne cierpienia związane z rośnięciem wszystkich włosów poza grzywką, są czegoś warte. Wyglądałam czy wyglądam lepiej? Ostrzegam, że niektóre zdjęcia są drastycznie śmieszne i mogą wywołać długotrwały ból brzucha. (Robię w tej chwili wszystko, poza pisaniem swojej pracy rocznej na poetykę! Brawo dla mnie :D)


Pierwsza, warta uwagi stacja czyli czternastoletni emo kid. Grzywka jest obrzydliwie pocieniowana i rzadka.


Próby zapuszczania włosowego szitu. Porozjaśniane, popalone, z grzywką na bok.


Poszła baba do fryzjera, grzywkę sobie pierdonęła.


Mój początek włosomaniactwa, grzywka coraz dłuższa, a włosy wracają do naturalnego skrętu.


Rosną i rosną!


Są naprawdę piękne, ludzie pytają czy to nie peruka. Grzywka jest twarzowa.


Pierwsze "ał" dla moim włosów - rozjaśnienie domowymi sposobami boków, przypalenie grzywki suszarką!


Drugi kopniak w postaci rozjaśniania całych włosów. Grzywka jest rzadsza, ale trzyma się całkiem dobrze.


Kolejne rozjaśnianie, by zejść z czerwieni i przejść do blondu - wielka, ruda kupa i grzywka krótsza, ścięta w literę V.


Spełniłam swoje włosowe marzenie - miałam niebieskie i bardzo zniszczone, a grzywka była jaka była.


Postanowiłam je uratować i zafarbować na czarno, a grzywkę skróciłam i ściełam bardziej w półkole.


By znów ją rozjaśnić :(


Zafarbować na niebiesko i zapuścić.


I stało się, zrezygnowałam z niej, by w dowodzie znalazło się zdjęcie, z postrzępionym jej boczkiem :D


Latem tego roku, grzywka wyglądała tak, i jako tako się układała.



Dziś natomiast, za nią tęsknie i to bardzo. Chowam się więc, w takie cudowne bluzy, wyprodukowane przez Moniczkę z Dirty Swag (kobitka na bluzie też grzywki nie ma!)
Co myślicie moje drogie, ten offtop jest istotny? Powinnam do niej wrócić? Zna ktoś jakiegoś dobrego fryzjera?

sobota, 12 stycznia 2013

Non omnis abalienatio!

Non omnis abalienatio, czyli nie zapominaj o wyprzedażach. Prawdziwszym stwierdzeniem byłoby, nie zapominaj o wydaniu pieniędzy na rzeczy, które i tak wylądują na dnie, czekając na lepszą pogodę, dni i lata. Sama geneza i uargumentowanie ze strony logicznej, organizowania wyprzedaży jest rzeczą prostą, aczkolwiek zapominaną przez większość pędzących w amoku, od wieszaka do wieszaka, kobiet. Mianowicie sieciówki chcą wykorzystać naiwność wszelkiego rodzaju fashionistek, ale i miłośniczek okazji. Rzucają ochłapami sprzed kilku sezonów, doczepiając sfałszowane ceny, często zawyżając tą wcześniejszą. Co zatem robimy?
Wielkimi gromadami, stadami przemierzamy sklepowe półki, przewracając podajniki i łapiemy się w sieć, niczym młode rybki. Sieć ta jest utkana z doskonale uknutego spisku zwanego polityką firmy. Wystarczy dać  kupującemu maluteńki impuls w postaci procentu, upuszczającego cenę (dosłownie i w przenośni), a już chwytamy to w ręce, niczym łup kłusowniczy i biegniemy do kasy, potykając się o porozrzucane metki, apaszki, fistaszki, opakowania od gum z zawartością lub bez. Następnym etapem jest wybicie ceny na kasie i przyjemna ulga, gdy kasjer utwierdza nas w przekonaniu, że bluzka w rajskie ptaki z bufiastymi rękawami przeceniona o 30% (rzeczywiście o 12zł) jest rzeczą jak najbardziej pożądaną, ba! potrzebną. Przyjemne jest też wpisywanie kodu pin, a jeszcze przyjemniejsze gdy transakcja zostanie zaakceptowana. Wtedy cel życiowej wyprawy po niezbędnik podróżnika w gąszcz galerii handlowej zostaje osiągnięty, a my wychodzimy zeń z uśmiechem na ustach, zupełnie odmienione, z wyzerowanym kontem czy pustym portfelem. Rzecz się tyczy tego, że takich podróży odbywamy bez liku i jeśli konto nie zostanie wyczyszczone, udajemy się w kolejną. Błędne koło zakupoholiczek? Czy realistkom, odpowiedzialnym kobietom zdarzają się takie wpadki? Wydawać się może, że takie są kobiety i wiele z nich trafia w zakupowy wir, a jednak zdarzają się wyjątki od reguły (jak zawsze). Pomimo faktu iż kupienie setki niepotrzebnych, pseudo-modnych rzecz, z tragicznych materiałów daje nam poczucie chwilowej rozkoszy, luksusu na jaki stać nas sporadycznie. Mimo iż, nie wszystkie z nas oszczędzają na tę dozę przyjemności przez pół roku, męcząc nawet pięciogroszówki, to zdarzają się i takie, które przechadzając się po sklepach tego haczyka nie chwytają. W takim razie, czy one w ogóle są "kobietami" skoro nie wabi ich wygląd, cena, neony i wyobrażenia? Otóż są! Sama wędrując po galeriach, z pustym, przepełnionym żalem, studenckim portfelem omijam takie atrakcje. Przynajmniej od poniedziałku, gdy moją uwagę przykuła cudowna kiecka z baskinką, na dodatek w panterkę i to z Zary! Cena wynosiła 99zł. Rozmiar był,aczkolwiek uświadamiając sobie ile jedzenia kupię za tę kwotę, pomimo szczerej aprobaty i uśmiechów na mojej twarzy, odłożyłam ją na miejsce. Nie, nie kupiłam jej dlatego, że baskinki wiosną przestaną być hot, a spadną do sekcji passe. Trendy trzeba respektować, aczkolwiek przekładać je na własny, chłopski rozum. Nie lubię pojęcia ponadczasowa klasyka, ubrania, które będę nosić latami (noszę!) częściej są spod znaku ekscentrycznych wybryków aniżeli bezpiecznych zestawów chanelowskiego, tweedowego kostiumu. Stawiam na to, co mi się podoba, choć modowe specjalistki niekoniecznie polecają taką metodę.Jeżeli już uzbieram jakąś większą kwotę, chcę mieć coś unikatowego, coś co nie tylko marką i materiałem, będzie mówiło "jestem dobrą inwestycją". Oczywiście, warto jest dołożyć do torby Prady, butów od Louboutina aczkolwiek zwykłe, ziemskie pokusy nie powinny być dla nas zakazane. Większość z nas ma naturę srok, a sama podziwiam minimalistki za chłód i trafność wyborów. 
Wracając do sedna sprawy. Kobieto, staraj się kupować z głową ale i z sercem, wygrywając batalię z  diablikiem, który często skłania mnie do bezsensownego trwonienia pieniędzy. Inwestujmy w to co nas pociąga, a zarazem jest trwałe, broń boże, nie bierzmy przykładu z maklerów giełdowych. No chyba, że chcemy mieć szafę pełną chińszczyzny i tęczy oraz ujemny stan konta. A wy, jakimi kupującym jesteście? :)

A oto i przedmiot mej zwady z mózgiem i sercem, panterkowe cudo:


Oraz kolejna choroba zakupowa, nieprzeceniona, za to z nowej kolekcji h&m divided. Klasyk z nutką ekshibicjonizmu, idealny do szpilek Pigalle, koturn Damsel JC i martensów.


Swoją drogą, niezmiernie spodobało mi się nawiązanie do Boy Georga u Gaultiera. Wiosennie we wiosnę, japońsko i ready to wear!



Tak samo zaciekawiła mnie Vivienne! Swoją monarchijnością, hołdem kierowanym w stronę Królowej Elżbiety, jak i w innych dworskich, nieco dawniejszych kreacji.


Powyżej - wizja XXI-wiecznej Marii Antoniny okiem Westwood.

Poniżej - moja smakowa miłość, krem spekulusowy. Co to? 100% wegański twór do smarowania wykonany ze zmielonych ciastek specoulos (podobnych do polskich korzennych serduszek). Niebo w gębie za 12zł.


A na koniec odrobina moich fotomodelingowych dokonań. Sesja z Anetką i Bartkiem na Zamku w Bierzgłowie, z kotkiem-przytulaskiem.




środa, 9 stycznia 2013

"Kocham Cię" w damsko-męskiej opozycji.

Na samym początku, kieruję do was apel - jak zrobić wcięcia w tekście bloggera, dzieląc tekst na akapity? Spacjowanie wydaje się idiotyzmem, aczkolwiek tabulator nie działa. Pomóżcie proszę!

Miłość, to niezwykle twardy orzech do zgryzienia, często łamie nie tylko serca, ale i zęby. Powoduje gwałtowne opady sążnych kurew i spierdalników oraz innych odmian łaciny podwórkowej. Ewenementem na skalę światową, są szczęśliwe związki po sześćdziesiątym roku życia, a taki obraz powoduje łezkę w oku każdej, małoletniej związkowiczki. Żeby wydobyć z siebie "Kocham Cię", człowiek potrzebuje niezmierzenie wielkiej dawki miksu emocjonalnego. Czasem, to słowo pada tak często, jak "nie" oraz płatki na śniadanie. W niektórych przypadkach stanowi olbrzymią zagwozdkę - kiedy? jak? dlaczego? a jeśli nie odpowie tego samego?           
Trzy razy częściej, to pytanie zadają sobie kobiety. Przedwczesne powiedzenie kocham, wcześniej niż mężczyzna sprawi, że zostaną zlinczowane przez współczesny porządek świata. Jak to możliwe, że ja, mówię to pierwsza, skoro moja ulubiona bohaterka filmowa usłyszała te słowa w blasku księżyca, przy świecach, na romantycznej przechadzce? Jeżeli dowiedzą się o tym moje koleżanki, nie dadzą mi żyć, wykreślą mnie z listy "świadomych i mądrych kobiet", a zaraz potem wydalą ze swojej watahy i moja kobiecość pójdzie w las. Jeżeli dowiedzą się o tym jego koledzy, połowa z nich udusi się salwami śmiechu, a reszta będzie klepała go bezwiednie po ramieniu, mając w oczach wyraz politowania. Kiedy odwiedzą nas na mecz, zasiądą wygodnie w kanapach, będę musiała stać się powietrzem, zakupić pelerynę niewidkę, albo skorzystać ze świstokliku aby przemknąć gdzieś, w inny zakamarek mieszkania. Istny koszmar! Zatem czego się boję, czego wy się boicie? Odrzucenia, o którym mowa wyżej, życia w świadomości, że to my kochamy bardziej, czy zwyczajnego łamania zasad "związkowej teologii"? Przyjęło się, że od piaskownicy panowie ustępują Paniom, a jednak w sferach emocjonalnych, to mężczyzna powinien pierwszy wyciągnąć rękę w miłosny wir, by dać się zaczarować niedostępnej kobiecie. My zaś żyjemy w przekonaniu, że jesteśmy księżniczkami, a książę winien wybawić nas z opresji. W rzeczywistości, niestety, sprawy nie wyglądają tak różowo. Wiele z nas to ofiary miłosnych zawodów, gdy książę okazał się podrzędnym szewcem-rozbójnikiem, co tylko buty pucować i kraść energię potrafi. Kobiety mają wewnętrzną blokadę - uczuciowość jest dla nas wojskowym poligonem, nierzadko polem bitewnym. Inne natomiast, są niedoświadczone i czekają, czają się na wielkie love z jego strony - dopadając albo nie. Wedle tego co mówiła im babcia, czekają aż książę osiągnie status króla, wybuduje zamek i zapewni nam własną świtę garderobianych. Inne są klasycznymi przykładami konserw, przestrzegając zasad dobrego, miłosnego savoir vivre i mimo faktu, iż swędzą je języki, a serce krzyczy wniebogłosy, nie powiedzą kocham i już.Dlaczego wszystkie nas łączy przeświadczenie, że miłość do mężczyzny, to średniowieczny kodeks z wyraźnie zarysowanymi zasadami, których złamanie, okrywa nas hańbą? Czemu to słowo tak trudno wydobyć nam z gardeł, podczas gdy wszystkie oszczerstwa przychodzą nam z taką łatwością, niekiedy nawet z gracją. Gdzie nasza wolność i niezależność? Jej echo niknie gdzieś w oddali, ustępując fikcji, bo przecież tak bardzo boimy się kochać. Kochać za bardzo i bardziej niż ON. 

Wczorajszy wieczór poświęciłam na zrobienie sushi - co za koszmar! Pierwszy raz, robiłam je z tak dużą ilością substytutów. Zamiast ryżu do sushi - jaśminowy, zamiast octu ryżowego - zwyczajny, imbir rzekomo z kuchni świata był ohydny rozcieńczony, nawet awokado, jakieś takie wyszło, twarde jak skała. Niemniej jednak zaprezentuję je, pochwale się, bo zdobyłam cudowne grzybki shitake w zalewie, a nie suchlaki sprzedawane w sklepach (niezwykle rzadko). 


A i turek zamiast philadephii, bo nawet Almie jej nie było!


Zręczne palce kroją sushi małym, tępym nożem :D


Omnonom, trochę kanciaste, ale zjadliwe. W tle znalazła się też vatika z kokoskiem, cytryną i amlą z porannego olejowania.

Dzisiejszy ranek przysypiałam na uczelni, choć wykład z dadaizmu i surrealizmu w filmie był całkiem intresujący, siła wyższa wzięła górę. Jednakże, potem się całkiem ożywiłam z bubble tea żeby w przerwie między warsztatami, pstryknąć małe fotki outfitowe. Zima jest dla mnie okresem amodowym, kiedy mam ochotę schować się w swojej polarowej piżamie gdzieś w głębiny pościeli, zatem bluza idealnie wpasowywuje się w konwencje "piżamowej przygody". Resztę podrasowałam kolorami, które swój renesans przeżywały latem, aczkolwiek nie mam zamiaru wrzucać ich n dno szafy. Moda to recykling!






make a gif image

czapencja - sh, bluza - sh, kurtka - c&a + diy, spódniczka - h&m (mojej cudownej współlokatorki) creepery - t.u.k.


zdjęcia zrobiła Miłosława Strzelec

niedziela, 6 stycznia 2013

Kogucik w modr(n)ych piórkach

      "Możesz iść się wykąpać, ja pomyślę w tym czasie w co się ubiorę" - taki słowa padające z ust faceta, to rzadkość! A, jednak padły i wzbudziły nie tylko salwę śmiechu, ale i przywołały pewną myśl - czy dla faceta wygląd jest tak samo istotny, jak dla nas? Czy ich look, na niedbalca z zalotnie opadającym na czoło włosem, jest wystudiowaną pozą, czy naturszczyzną?
        Wszak narzekają, że godzinami stoimy przed lustrem, że kupujemy kolejną, taką samą bluzkę za ogromy pieniędzy. Oni sami, chowają siebie pod postawą anty-modową, nie chcąc powielać damskich zachowań. Ich męska duma, pseudonim 'macho' nie pozwala na założenie różowej koszuli, lakierowanego obuwia i kardigana. Czy to tylko męski wymysł, czy odgórnie narzucona presja społeczna? Starsze kobiety krzywią się na widok mężczyzn we wzorzystych, krzykliwych marynarkach i długich włosach. Mimo wszystko na sklepowych półkach przybywa coraz więcej ubrań spod znaku unisex. Co, więc jest synonimem męskości, a co zakrawa już o bycie nieco gejowatym rajskim ptakiem, kogucikiem na druciku? W naszych umysłach funkcjonuje przecież podział na to, co damskie i męskie, od dzieciaka, bowiem dziewczynki ubierano w różowe sukieneczki, natomiast chłopców z niebieskie śpioszki. Za moich czasów tak było, a nie są to czasy odległe. W tej chwili? Mali chopcy, marzą o lalkach barbie, a dziewczynki bawią się samochodzikami. Dziecięce ubranka, rzadko, kiedy mają rozgraniczenie na te spod znaku Wenus i Marsa. Nie ma nic przecież złego i patologicznego w zamianie zainteresowań dzieciaków, jednakże maluch płci męskiej w sukience wzbudza wrażenie niekoniecznie pozytywne. Jeszcze większe oburzenie tłumu wzbudzają modni faceci, napiętnowani mianem ciot, homosiów, obojnaków. Czy faktycznie skórzany garnitur i wycięta w serek koszulka sprawia, że facet jest mniej męski? Czy to przez, to chowają swoje modne ja pod pazuchą, porzucając je na rzecz wyświechtanych jeansów, rozciągniętego t-shirtu i klapek ze skarpetkami? Lepiej jest więc być fashion victim niż modern-man, a raczej bezpieczniej. Nikt nie posądzi cię o inną orientację, a kumple wciąż będą podawać ci grabę i zapraszać na piwo, mecz oraz gołe baby albo na odwrót.
          A wy chłopcy jak, chowacie swoje modre piórka i fikuśny piuropusz, na rzecz życia towarzyskiego, psychicznego komfortu? Czy tylko mój mężczyzna zastanawia się nad ideą kolorystyki t-shirtu pasującego do miodowego sweterka marki Fred Perry, a was już to nie dotyczy? Mnie osobiście, to ujmuje niewiarygodnie, gdy nie wstydzi się takiego rodzaju dylematów, czasem usadzając je na równi z biologią molekularną, czy innymi, dziwnymi działami nauki, jakimi się zajmuje ;) A was dziewczęta?

Moje modre piórka lubię zmieniać często, to też, nie obeszło się w tym tygodniu od zakupów. Skrome, choć studencką kieszeń nadszarpujące. 


Mix bambusowo-jedwabny doskonale się spisuje. Pozostawia satynowe wykończenie, utrzymuje się długo na twarzy, zbiera nadmiar sebum, które w ciągu dnia lubi się zaświecić. Cenowo też mi odpowiada. Dobra inwestycja, którą udokumentowałam poniższym makijażem. 


Niesamowity łup z poznańskiego, nowotwartego lumpeksu - tregginsy river island, wspaniałe do braletu oraz kiecka atmosphere, rodem z hawajskiego wybrzeża. Całość - jedyne 12zł <3


A co do reszty ziemskiego pożycia... wciąż zapraszam na sesję zdjęciową organizowaną ze mną w roli stylistki/wizażystki oraz Angie Ef. photography. Wypin upujemy Cię jak ta lala! 


Nasza zadowolona, urocza klientka. :)


Oraz moja skromna osoba na zwieńczenie niedzielnego wieczoru, bo niedziela to dzień CWELA! 

sobota, 5 stycznia 2013

Idealny facet czy idealna torebka?



Wypadałoby, na wstępie przywitać się, choć w gruncie rzeczy wydaje się mi to zupełnie zbędne. Wszystko, co chciałabym powiedzieć na temat swojej osoby w danej chwili, znajdziecie w zasięgu swojego wzroku czyt. w panelu bocznym, cała reszta informacji potrzebnych i tych mniej interesujących,wypłynie z czasem. Mój facet zabrał się do pałaszowania bułki z jakimś dziwnym tuńczykowym tworem i ukradkiem zerka mi w okno. Awrrr! Niesamowicie tego nie lubię, czas wyprosić go tam, gdzie męskie miejsce - do kuchni! ;)

O dziwo, nie ma on problemu z przebywaniem w tym pomieszczeniu częściej niż ja, zakrawa o ideał? Być może, aczkolwiek od dawien dawna jestem zdania, iż znalezienie właściwego faceta graniczy z cudem. Poszukiwanie idealnego faceta to tak, jak znalezienie idealnej torebki - niemożliwe! Idąc ulicą, zwracamy uwagę na niedbały, kilkudniowy zarost wystosowany w naszą płeć jako ciężka artyleria, lśniące buty, ładne paznokcie, czasem wabi nas błysk w oku, czasem uśmiech godny gwiazd hollywoodu. Gdzie tkwi haczyk? Czy każdą rybkę da się złapać w sieć pozornie idealnego mężczyzny, okładkowej buźki? Ocean jest przecież przepełniony olbrzymią gamą kształtów i kolorów potencjalnych partnerek, dlaczego więc to do mnie się uśmiecha?
Tani chwyt czy nie, wiele z nas łapie się i wpada niczym śliwka w kompot, w związek z facetem ideałem. Kim on jest? Wysoki, dobrze zbudowany brunet, długowłosy-niebieskooki, blond wrażliwiec? Co pretenduje takiego osobnika do miana Pana Cudownego, dla którego każda z nas rzuci swoje dotychczasowe życie, by móc zasmakować bajki? Pytając koleżanki, natrafiam często na określenie "miły i kochający", czyli jednak któreś z nas poszukują kogoś wypełnionego uczuciem, bynajmniej masą mięśniową. Taki Pan jest gorącym kochankiem, świetnym hydraulikiem, utalentowanym poetą, bogatym biznesmenem. Ma rację bytu, figuruje w głowach większości kobiet, w środowisku realnym - zdarza się niezwykle rzadko. Tak rzadko jak idealna torebka. W każdej tkwi szkopuł! Gdy natrafimy na odpowiedni kształt, wielkość, kolor to cena jest nieodpowiednia, natomiast gdy cena jest znośna dla portfela, reszta kuleje. Jakież to smutne i dobijające, gdy spacerując po centrum handlowym, z wirtyny, uśmiechają się do nas całkiem miłe dla oka okazy, piękne przyozdobione metkami z napisem "5000 zł". Płakać czy śmiać się? Torebka, okraszona logiem chanel z kolekcji fw 2012/2013 - piękna, maleńka, fioletowa, welurowa z pikowaną klapą, dumnie noszona przez wybiegowego, młodocianego modela, trzymającego się ręki top modelki. Na ile jest to realne dla zwykłej zjadaczki chleba, na tyle realne jest znalezienie idealnego mężczyzny z odpowiednim rozmiarem mięśni i penisa, zrównoważonym z objętością mózgu, nieskalanego obrazem bab siedzących w domu z dziećmi. Warto zaciągnąć kredyt na jego zakup, oszczędzać latami i wciskać do skarpety, by móc cieszyć się jego obecnością w chwilach krytycznych. Najczęściej potrzebny jest nam, gdy idąc do spożywczego, w piżamie z zerową ilością makijażu, worami wielkości kanionu Kolorado, spotykamy dawną przyjaciółkę, a on trzyma nas jeszcze mocniej, ba! całuje w czoło. Jej mina wzbudza w nas niekontrolowany przypływ emocji, ekscytację i dozę satysfakcji. Taka zagrywka, rodem z piaskownicy pod blokiem - "moje grabki, nie podzielę się". W innych przypadkach, taki mężczyzna nie zdaje egzaminu, ponieważ wymaga od nas tak samo wielkiego magazynu cech idealnych. Taki związek usłany jest różami przez długi czas, by któregoś dnia lec w gruzach, na rzecz niepomalowanych paznokci u stóp, podczas seksu. Po stokroć lepiej jest, obudzić się przy kimś, kto pośmieje się z Tobą z kołtunów na głowie, aniżeli z kimś, kto przed lustrem spędza więcej czasu niż Ty i Twoja przyjaciółka razem wzięte. Również Ci niezwykle elokwentni oraz oczytani, co krytykują literaturę którą czytasz, nazywając Vogue głupotą, niech zostaną oddani do reklamacji. Chyba, że szukasz, kogoś kto podporządkuje Twoją domową biblioteczkę do standardów uniwersyteckich.
Powszechnie przyjęty ideał niech pozostanie w sferze piśmiennictwa kobiecego, oddalony tak daleko, jak możliwy jest zakup torebki LV z wiosennej kolekcji. Co do mojego egzemplarza? Brakuje mu sporo do Birkin Bag, a jednak uwielbiam jego kanapki z serkiem wiejskim, pomidorem i octem balsamicznym. To taki rodzaj luksusu, na który każda z nas może sobie pozwolić, bez obaw o komornika zabierającego nam ulubioną parę butów i jego ukochanego xboxa.

Na sam koniec, dawka moich modelingowych poczynań jako zwiastun projektu "Wypin upuj siebie", zorganizowanego z moją fotografką numer jeden, prywatnie przyjaciółką Angie Ef. Zorganizujemy Ci sesję marzeń, byś mogła poczuć się jak kobieta z plakatu wiszącego w szafce marynarza, rodem z lat 50. Enjoy! :)