sobota, 12 stycznia 2013

Non omnis abalienatio!

Non omnis abalienatio, czyli nie zapominaj o wyprzedażach. Prawdziwszym stwierdzeniem byłoby, nie zapominaj o wydaniu pieniędzy na rzeczy, które i tak wylądują na dnie, czekając na lepszą pogodę, dni i lata. Sama geneza i uargumentowanie ze strony logicznej, organizowania wyprzedaży jest rzeczą prostą, aczkolwiek zapominaną przez większość pędzących w amoku, od wieszaka do wieszaka, kobiet. Mianowicie sieciówki chcą wykorzystać naiwność wszelkiego rodzaju fashionistek, ale i miłośniczek okazji. Rzucają ochłapami sprzed kilku sezonów, doczepiając sfałszowane ceny, często zawyżając tą wcześniejszą. Co zatem robimy?
Wielkimi gromadami, stadami przemierzamy sklepowe półki, przewracając podajniki i łapiemy się w sieć, niczym młode rybki. Sieć ta jest utkana z doskonale uknutego spisku zwanego polityką firmy. Wystarczy dać  kupującemu maluteńki impuls w postaci procentu, upuszczającego cenę (dosłownie i w przenośni), a już chwytamy to w ręce, niczym łup kłusowniczy i biegniemy do kasy, potykając się o porozrzucane metki, apaszki, fistaszki, opakowania od gum z zawartością lub bez. Następnym etapem jest wybicie ceny na kasie i przyjemna ulga, gdy kasjer utwierdza nas w przekonaniu, że bluzka w rajskie ptaki z bufiastymi rękawami przeceniona o 30% (rzeczywiście o 12zł) jest rzeczą jak najbardziej pożądaną, ba! potrzebną. Przyjemne jest też wpisywanie kodu pin, a jeszcze przyjemniejsze gdy transakcja zostanie zaakceptowana. Wtedy cel życiowej wyprawy po niezbędnik podróżnika w gąszcz galerii handlowej zostaje osiągnięty, a my wychodzimy zeń z uśmiechem na ustach, zupełnie odmienione, z wyzerowanym kontem czy pustym portfelem. Rzecz się tyczy tego, że takich podróży odbywamy bez liku i jeśli konto nie zostanie wyczyszczone, udajemy się w kolejną. Błędne koło zakupoholiczek? Czy realistkom, odpowiedzialnym kobietom zdarzają się takie wpadki? Wydawać się może, że takie są kobiety i wiele z nich trafia w zakupowy wir, a jednak zdarzają się wyjątki od reguły (jak zawsze). Pomimo faktu iż kupienie setki niepotrzebnych, pseudo-modnych rzecz, z tragicznych materiałów daje nam poczucie chwilowej rozkoszy, luksusu na jaki stać nas sporadycznie. Mimo iż, nie wszystkie z nas oszczędzają na tę dozę przyjemności przez pół roku, męcząc nawet pięciogroszówki, to zdarzają się i takie, które przechadzając się po sklepach tego haczyka nie chwytają. W takim razie, czy one w ogóle są "kobietami" skoro nie wabi ich wygląd, cena, neony i wyobrażenia? Otóż są! Sama wędrując po galeriach, z pustym, przepełnionym żalem, studenckim portfelem omijam takie atrakcje. Przynajmniej od poniedziałku, gdy moją uwagę przykuła cudowna kiecka z baskinką, na dodatek w panterkę i to z Zary! Cena wynosiła 99zł. Rozmiar był,aczkolwiek uświadamiając sobie ile jedzenia kupię za tę kwotę, pomimo szczerej aprobaty i uśmiechów na mojej twarzy, odłożyłam ją na miejsce. Nie, nie kupiłam jej dlatego, że baskinki wiosną przestaną być hot, a spadną do sekcji passe. Trendy trzeba respektować, aczkolwiek przekładać je na własny, chłopski rozum. Nie lubię pojęcia ponadczasowa klasyka, ubrania, które będę nosić latami (noszę!) częściej są spod znaku ekscentrycznych wybryków aniżeli bezpiecznych zestawów chanelowskiego, tweedowego kostiumu. Stawiam na to, co mi się podoba, choć modowe specjalistki niekoniecznie polecają taką metodę.Jeżeli już uzbieram jakąś większą kwotę, chcę mieć coś unikatowego, coś co nie tylko marką i materiałem, będzie mówiło "jestem dobrą inwestycją". Oczywiście, warto jest dołożyć do torby Prady, butów od Louboutina aczkolwiek zwykłe, ziemskie pokusy nie powinny być dla nas zakazane. Większość z nas ma naturę srok, a sama podziwiam minimalistki za chłód i trafność wyborów. 
Wracając do sedna sprawy. Kobieto, staraj się kupować z głową ale i z sercem, wygrywając batalię z  diablikiem, który często skłania mnie do bezsensownego trwonienia pieniędzy. Inwestujmy w to co nas pociąga, a zarazem jest trwałe, broń boże, nie bierzmy przykładu z maklerów giełdowych. No chyba, że chcemy mieć szafę pełną chińszczyzny i tęczy oraz ujemny stan konta. A wy, jakimi kupującym jesteście? :)

A oto i przedmiot mej zwady z mózgiem i sercem, panterkowe cudo:


Oraz kolejna choroba zakupowa, nieprzeceniona, za to z nowej kolekcji h&m divided. Klasyk z nutką ekshibicjonizmu, idealny do szpilek Pigalle, koturn Damsel JC i martensów.


Swoją drogą, niezmiernie spodobało mi się nawiązanie do Boy Georga u Gaultiera. Wiosennie we wiosnę, japońsko i ready to wear!



Tak samo zaciekawiła mnie Vivienne! Swoją monarchijnością, hołdem kierowanym w stronę Królowej Elżbiety, jak i w innych dworskich, nieco dawniejszych kreacji.


Powyżej - wizja XXI-wiecznej Marii Antoniny okiem Westwood.

Poniżej - moja smakowa miłość, krem spekulusowy. Co to? 100% wegański twór do smarowania wykonany ze zmielonych ciastek specoulos (podobnych do polskich korzennych serduszek). Niebo w gębie za 12zł.


A na koniec odrobina moich fotomodelingowych dokonań. Sesja z Anetką i Bartkiem na Zamku w Bierzgłowie, z kotkiem-przytulaskiem.