środa, 4 stycznia 2017

Księżniczki i gąski


   Kilka dni temu w mojej skrzynce e-mailowej znalazł się list od czytelnika bloga (to panowie też go czytują?), w którym poza gorzkimi żalami znalazłam cytat "Najpiękniejsze kobiety mają najmniejsze szanse zdobycia wartościowego mężczyzny". Autorką tych słów była kobieta, której urodę współcześnie można poddać wątpliwościom, jednakże w swoim czasie zdawała się oszałamiać męską publikę (mówię o  Marlene Dietrich). Podobnie o swoim losie wyrażała się Marilyn Monroe i kilka innych, zniewalających pań, które pomimo pięknej miski, za dużo się nie najadły, a nawet jeśli, to same fast foody. Znikomą ilość wartościowych posiłków w swoim jadłospisie tłumaczyły sobie we wszelaki sposób - a to ceną zastawy, a to lenistwem. Kobiety narzekają - na pozornie błahe rzeczy, będąc niezadowolone ze swojego wyglądu, przechodząc w problematykę bardziej skomplikowaną jaką jest praca, zadowolenie z pożycia czy dzieci.  Niejednokrotnie słyszałam lamenty swoich koleżanek, które poddają w wątpliwość swoją atrakcyjność. Jedna ma zbyt olbrzymią gicz, a jej wybranek woli żabie udka, kolejna jest jak z obrazka, ale facet nie zauważa jej bogatego wnętrza, skupiając się tylko na przyrumienionej, chrupiącej skórce. Ostatnia kończy na tym, że nie jest już tak jędrna jak kiedyś, bo uroda przemija z wiekiem, a chłopak zdradza ją z kolejną perliczką. 
    Czy faktycznie jest tak, że piękna kobieta stanowi atrakcyjny towar na rynku do czasu kiedy nie zostanie napoczęta? Czekamy, wystawione na tacy - przybrane w znakomite zioła, polane wykwintnym sosem. Czekamy na pożarcie - takie od stóp do głów, z rączki do buzi i hop. Leżąc tak, nieustannie analizujemy swoją przydatność, poddając w wątpliwość swoją wartość. Czas mija, a nadgryzione zębem stajemy się mniej atrakcyjne, a nasze szanse na znalezienie się w rękach smakosza maleją? Moja mama powiedziała mi kiedyś, że kobiety mają krótszą datę przydatności. Dojrzewamy później, przekwitamy wcześniej, a zegar biologiczny tyka więc trzeba się spieszyć. Od najmłodszych lat upiększamy się, by nie zgubić się gdzieś w karcie dań. Robimy co tylko możemy, tniemy się tu i ówdzie po to, by skończyć jako przystawka. Wtedy zadajemy sobie pytanie - co jest z nami nie tak, w czym ona była lepsza ode mnie? Myślę, że kobiety dzielą się na te mądrzejsze i na te piękniejsze. Nie zrozumcie mnie źle, tu nie chodzi wcale o to, jakie faktycznie jesteśmy (każda z nas jest przecież piękna na swój sposób), ale o to, jak przedstawiamy siebie światu. Sama niejednokrotnie usłyszałam od kolegów, że inni chłopcy traktują mnie bardziej jak przystawkę, aniżeli główne danie. Traktują mnie tak, bo podaję im na talerzu przystrojona we wszystko co najlepsze, a oni tego nie chcą. A nawet jeśli chcą, to tylko chwilowo. Prędzej czy później i tak wylądujemy w koszu. Piękne kobiety wcale nie mają w życiu łatwiej, mądre nie mają gorzej. Śmiem twierdzić, że w najgorszym położeniu, gdzieś w karcie drinków bezalkoholowych, znajdują się kobiety zdesperowane - naiwne gąski.
    Im wspanialsze jesteśmy, im bardziej wyemancypowane, tym mniej atrakcyjne dla potencjalnych zjadaczy chleba. Królewiczów po tym padole biega zaledwie garstka, zazwyczaj spotykają swoje księżniczki i mnożą się jak króliczki  gdzieś tam w swojej odległej bajce, a dla nas zostaje zgraja nieudaczników - giermków albo błaznów. Wiecie co w tym wszystkim jest najgorsze? Doskonale wiemy o tym, że postępujemy źle wykładając całą siebie na tacy, ale nie umiemy inaczej. Pielęgnujemy w sobie myśl, że musimy być we wszystkim najlepsze. Nieustannie walczymy o atencję. Te wzorce przekazywane są nam z pokolenia na pokolenie, wciskając nas w ciasne gorsety i piętrzące się peruki. Zmaskulinizowany obraz kobiety przydatnej do spożycia rośnie w nas niczym tasiemniec. Wyniszcza od środka, sprawiając, że wycieka z nas całe smaczne nadzienie. W końcu, kiedy zorientujemy się, w jakim przetargu bierzemy udział, mówimy stop, a w tle słychać echo słów głoszących, że nie da się być jednocześnie mądrą i piękną. A my jak głupie gęsi wierzymy w to i dalej udajemy głupie, co by go nie wystraszyć, piękniejsze by go przy sobie zatrzymać. Leżymy na tej tacy. Czekamy pieprzony miesiąc, pierdolony rok, całe kurwa lata. I co? No właśnie... i nic!